Inspirują mnie wyzwania

23 sierpnia, 2018 Marta Michałowska

Powstałe w 2014 roku gdańskie biuro PGS Software zatrudnia już ponad 150 osób i cały czas rośnie. O tym jak doszło do tego, że wrocławska firma otworzyła swoją trzecią placówkę właśnie w Gdańsku, rozmawiamy z głównym bohaterem tej historii, Krzysztofem Kąkolem.

Masz za sobą kilkanaście lat doświadczenia w programowaniu, byłeś PM-em, ale i właścicielem firmy. Jak wyglądała Twoja droga zawodowa?

Wszystko zaczęło się, gdy skończyłem studia i rozpocząłem pracę w małej firmie, tworzącej proste strony www. Teraz oczywiście to, co wówczas robiliśmy, wydaje się śmieszne, ale było to prawie 20 lat temu, a wtedy nic nie było proste. Nauczyłem się mnóstwa ciekawych rzeczy i odchodziłem z solidnym bagażem doświadczeń, związanych z technologią, ale także, a może przede wszystkim, z biznesowym tłem wykonywanych aplikacji.

Po kilku latach pracy rozpocząłem nowe wyzwanie, związane z prowadzeniem własnej firmy. W tym czasie miałem do czynienia właściwie z każdym aspektem wytwarzania aplikacji – byłem Project Managerem, analitykiem, szefem zespołu, koordynatorem portfela projektów i oczywiście programistą, głównie w .NET i PHP. Czasem miałem okazję tworzyć aplikacje dla swoich klientów, a kiedy indziej spędzałem jakiś czas w większych i mniejszych firmach.

Jak patrzę teraz na swoją historię, to moim głównym, jak to się teraz mówi, „driverem” były wyzwania. Im trudniejsze i im bardziej niezwykłe, tym chętniej się ich podejmowałem.

Dlaczego zdecydowałeś się na dołączenie do PGS Software?

Dla PGS Software pracuję od ponad siedmiu lat, czyli zacząłem sporo przed powstaniem biura w Gdańsku. Przygoda z firmą rozpoczęła się dla mnie w momencie, w którym jeden z dużych klientów, dla którego pracowałem, zrezygnował z projektu. Okazało się wtedy, że PGS Software poszukuje zdalnego programisty. Po rozmowie kwalifikacyjnej z Bartkiem Jabłońskim miałem rozpocząć projekt, ale wtedy się to jeszcze nie udało – klient odwołał całą akcję. Jednak co się odwlecze, to nie uciecze. Po kilku miesiącach Bartek zadzwonił do mnie i zapytał prosto z mostu czy nie chcę wziąć udziału w nowym projekcie – warunek był taki, że musiałbym pojechać dwa dni później do klienta do Barcelony. Jak mówiłem, wyzwania to moja druga natura, więc nie pozostało mi nic innego jak w pośpiechu spakować walizkę i ruszyć na podbój Hiszpanii.

Od tego momentu pracowałem jako „wysunięta placówka” (to, o ile pamiętam, określenie Wojtka Gurgula) przez kilka lat dla różnych klientów, zarówno w PHP jak i w .NET. W międzyczasie działałem na polu prywatnym, a w mojej firmie zatrudniałem kilka osób, które pracowały dla innych zleceniodawców. Kiedy kolejny duży, nie PGSowy projekt się skończył, miałem prosty wybór: albo zwolnić ludzi, albo zorganizować coś nowego. To coś nowego to był właśnie oddział PGS Software w Gdańsku.

To było chyba najfajniejsze doświadczenie w mojej karierze. Pamiętam jak dziś: zadzwoniłem w pewien zimny, wczesnowiosenny poniedziałek do Marcina Stawarza (mojego ówczesnego PM-a), wspominając jego i Bartka luźne koncepcje biura w Gdańsku. Marcin powiedział, że pogada z Bartkiem i oddzwoni. Kolejnego dnia zadzwonił Bartek i zaprosił mnie i Grześka Pająka, który wówczas pracował w mojej firmie, na czwartek do Wrocławia. Było to 31 marca 2014 roku. Ustaliliśmy warunki – do mnie i do Grześka dołączyli Sebastian Koziara i Jacek Jasiński. Z początkowej czwórki, trzech z nas pracuje do dziś. W piątek, 1 kwietnia, ogłosiliśmy powstanie biura w Gdańsku. Zostało to zgodnie przyjęte przez wszystkich w PGS Software jako Prima Aprilis. Zupełnie się temu nie dziwię, bo wszystko wydarzyło się w ekspresowym tempie.

Jak w tamtych czasach wyglądało gdańskie biuro?

Na początku było partyzancko. Nie było czasu na przygotowania, więc pierwszy miesiąc spędziliśmy kątem u Grześka w pomieszczeniu wygospodarowanym na biuro. Potem szybko przenieśliśmy się do Zieleniaka na jedno z dwóch pięter, na których była klimatyzacja. Było wysoko, 13 piętro, więc widok na zatokę był fantastyczny. Tego mi zresztą najbardziej brakuje.

Biuro na początku było niewielkie i składało się z pokoju, w którym pracowaliśmy, małej salki i aneksu kuchennego. Miało to swój niewątpliwy urok kameralności i prywatności. Pierwsze dni to walka z jego zagospodarowaniem – wszystko spoczywało na naszych barkach, włącznie z zamówieniem potrzebnego sprzętu. Ale oczywiście czasy pionierskie zawsze wspomina się z rozrzewnieniem 🙂

Rozwijaliśmy się szybko, więc potrzebowaliśmy coraz więcej miejsca. Ani się obejrzeliśmy, jak zajmowaliśmy pół piętra i zaczęło brakować nam przestrzeni do wzrostu. Wtedy pojawiła się koncepcja przeprowadzki do porządnego biurowca. Szczęśliwie tuż obok Zieleniaka rozpoczęła się budowa Trytona, w którym obecnie znajduje się gdańskie biuro PGS Software.


Jak oceniasz rozwój firmy i gdańskiego biura?

Patrzę na ten rozwój z perspektywy czterech lat, które minęły od powstania biura. Pamiętam prezentację Bartka Jabłońskiego, który przyjechał do Gdańska na nasze pierwsze drzwi otwarte. Na jednym ze slajdów pokazana była liczba pracowników – 250. Dziś jesteśmy bardzo daleko od tego momentu. Zatrudniamy ponad 600 osób, wprowadziliśmy nową strukturę i nowe role, wchodzimy w nowe obszary zainteresowań (chmura)… zmieniło się praktycznie wszystko. A jednocześnie nie mam wrażenia, żebyśmy odeszli daleko od modelu średniej firmy. Nie zmierzamy w kierunku korporacyjności. Oczywiście pojawiło się wiele procesów, ale bez tego przy tym rozmiarze nie dałoby się efektywnie funkcjonować.

Gdańskie biuro kiedyś i dziś to dwa odmienne światy. W 2014 roku nawet mi się nie śniło, że w cztery lata będzie nas 150. Ale może po prostu byłem niedowiarkiem, a samo założenie biura było tak bardzo spontanicznym działaniem, że nie umiałem wyobrazić sobie przyszłości – oczywistej z dzisiejszej perspektywy. Teraz rozwijamy się świetnie, co miesiąc przychodzą do nas nowi, fantastyczni ludzie, budujemy nowe kompetencje, uczymy się nowych, ciekawych rzeczy, a co najważniejsze, mamy coraz bardziej interesujące projekty na horyzoncie.

Biuro w Trytonie

Masz za sobą bogatą przeszłość i spore zasługi dla historii PGS Software. Za co w tej chwili odpowiadasz w firmie? Jakie są obszary Twoich zainteresowań?

W tej chwili w firmie pełnię dwie uzupełniające się role: jestem Development Managerem, tzn. pełnię rolę pomocniczą wobec heada biura oraz zajmuję się zarządzaniem ławką, czy też siłownią, jak mówią niektórzy. To fantastyczna okazja, żeby poznać wielu ludzi, podsunąć im pomysły na własny rozwój i obserwować, jak znajdują satysfakcję w tym, co robią. Efektem tych działań jest powstanie wielu „kółek zainteresowań” (jakkolwiek szkolnie by to nie brzmiało) i budowanie kompetencji, które dziś są bardzo w naszej branży potrzebne. Zajmuję się też koordynacją współpracy z Google Cloud Platform – jest to kolejna chmura, której chcemy się nauczyć, aby móc efektywnie wspierać biznesy naszych klientów.

Rozmawialiśmy już o przeszłości i teraźniejszości. Jaka jest w Twojej ocenie wizja przyszłych lat i kierunek rozwoju firmy w Gdańsku?

Chciałbym, żeby w Gdańsku powstały mocne zespoły, specjalizujące się w nowoczesnych technologiach. Mam tu na myśli głównie trzy obszary: szeroko pojęte Data Science, IoT oraz Machine Learning. Oczywiście te obszary nakładają się na siebie w pewnych zakresach, np. Data Science często wykorzystuje mechanizmy ML do osiągnięcia satysfakcjonujących rezultatów.

Mam też nadzieję, że w dającej się przewidzieć przyszłości staniemy się w Gdańsku firmą jeszcze bardziej znaną. Taką, w której ludzie będą chcieli pracować, po to, aby rozwijać się w tych wszystkich nowoczesnych obszarach, o których wspomniałem wcześniej.

Devops Gdansk

A co poza pracą? Co jest dla Ciebie odskocznią od programowania?

Odskocznią od programowania są dla mnie moje dzieciaki. Chociaż właściwie nie powinienem już tak o nich mówić – są już nastolatkami, a starszy syn za rok będzie pełnoletni. Kiedyś myślałem, że jak dzieci urosną to będzie łatwiej – i faktycznie pod pewnymi względami jest łatwiej – ale jednak dużo prawdy jest w powiedzeniu „małe dzieci, mały kłopot, duże dzieci, duży kłopot”. Chłopaki w ich wieku są bardzo absorbujący i potrzebują masy czasu.

Moim prywatnym hobby jest też fortepian. Próbuję wygospodarować chwilę czasu na to, żeby chociaż nie zapomnieć umiejętności zdobytych w młodości. Gry na fortepianie uczyłem się bardzo długo – skończyłem Akademię Muzyczną – więc głupio byłoby to teraz zaprzepaścić. Poza tym Rachmaninow i Prokofiew pozwalają mi na chwilę zapomnieć o bożym świecie.

Najnowsze wpisy